Po co pozbawiacie „Halkę” folkloru?

Zbliżają się Święta, jest piękny zwyczaj wręczania prezentów. Sam dostałem piękne opery i balety na płytach z Rosji. Mam tam i dalekich krewnych, i wiernych przyjaciół. Postanowiłem posłać na Gwiazdkę polskie opery. Nie ma ich wiele, więc postanowiłem posłać coś, co nie tylko jest muzyką – ale i trochę etnografią, historią obyczajów, strojów. No a poza tym jest także obrazem naszej kultury – pokazuje, że mamy też swoje opery, które (choć nieliczne) lubimy, oglądamy i słuchamy. Z niektórych to nawet jesteśmy jakby trochę dumni – na przykład z mazura ze „Strasznego Dworu”.

Poprosiłem więc przyjaciół, by mi kupili jako prezenty oczywiście Moniuszki „Halkę” i „Straszny Dwór”. Okazało się, że akurat „Strasznego Dworu” na płytach nigdy nie było – no to i nic z obrazami nie ma. A „Halkę” dostałem w wersji, która jest dostępna w sprzedaży – nagranie z Opery Narodowej (!) w Warszawie. Lecz kiedy obejrzałem tę wersję na płycie CD, to może nie tyle zasmuciłem się, co… mało nie trafił mnie szlag! 

Wersja ta przedstawia operę w oderwaniu od folkloru. Zamiast wiejskich dziewczyn i góralek – damy w białych zwiewnych sukniach. Faceci też „przywołani do porządku”, nie ma górali i szlachty – są jednakowo przyodziani ludzie oderwani od jakiegokolwiek folkloru, historii, obyczaju. Ten obyczaj udziwniania widowiska, odchodzenia od tradycji krytykowałem już wiele razy. Dla obcokrajowca tradycyjna „Halka” byłaby także wycieczką etnograficzną prawie jak do muzeum. No i szanowałaby tradycję.

Ucieszyłem się więc, że nie mieszkam już w Warszawie – miałem zwyczaj chodzić do opery regularnie i często. Gdybym trafił na taką „Halkę” – odechciałoby mi się opery. Podobno było nagranie katowickie, tradycyjne. Ale – już nie podobno – kupić nie można, bo nakład wyczerpany.

Zawsze tak było, że nowinki – coś, co nie hołdowało tradycji – nie podobały się starcom. Może i teraz tak jest. Może naprawdę młodym (w co wątpię) pełen obraz nie jest potrzebny? Jeśli tak, to może róbmy opery estradowo – w ogóle bez kostiumów i dekoracji? Ale może jednak dla starców, na prezenty za granicę – ale może i dla zachęty niektórych młodych? – zadbajmy, by obok udziwnionego paskudztwa (tak odebrałem warszawską „Halkę”) były dostępne na CD też tradycyjne wersje. Mam „Halkę” tylko na taśmie magnetofonowej. Ale kopia z tego, jaką mi podsuwają jako pomysł niektórzy przyjaciele, byłaby chyba nielegalna? Piracka?

Rozumiem, że młodzi twórcy szukają czegoś szczególnego, czegoś nietradycyjnego. Może zawsze tak było. Ale czemu nie mogę mym przyjaciołom wysłać czegoś, co – jak sądzę – miałoby szansę podobać im się? Powtórzę: piękna tradycyjna forma mogłaby przyciągnąć obojętnych widzów – słuchaczy. Czy wersja warszawska ma szansę zachęcić do opery? Wątpię. Przez długie lata młodych z liceum w Warszawie namawiałem na wizytę w Operze. Czasem mi się nawet udawało (choć obiektywnie – rzadko). Na wersję aktualną nie miałbym odwagi uczniów namawiać. Ciekawe – choć tego już nie doświadczę – czy ci odnowiciele, udziwniacze spowodują dalszą minimalizację zainteresowania operą? Niestety, przypuszczam, że tak. 

Dlatego młodzi twórcy może niech sięgną do dzieł operowych nieumieszczonych przez autorów w realnym (określonym czasem) stroju i dekoracji. Są przecież – to chyba nawet większość – opery bajkowe. Ot, choćby bajki Wagnera. W nieokreślonym czasie i miejscu „Pierścienia Nibelunga” można się wyżywać, dawać upust fantazji – a nawet dziwactwom. Nikogo nie urażą. Nawet wyobrażam sobie taką operę ulokowaną w Afryce, wśród ludzi czarnych. Sam może bym poszedł (no już teraz nie, bo wiek i zdrowie, ale chętnie zobaczyłbym w telewizji czy z płyty). Za pomysł zrzekam się od razu honorarium. 

Jeżeli nie zdobędę tej katowickiej „Halki”, to poślę przyjaciołom „Króla Rogera” Szymanowskiego. Trudniejsze to. No ale obok piękna muzyki pozbawione folkloru, dawki etnografii.

Takiej, jak miała tradycyjnie „Halka” – popatrzmy: 

Dodaj komentarz