Poniżej pełna treść rozdziału z mojej książki „Seksualność dzieci i młodzieży. Pół wieku badań i refleksji” wydanej przez Wydawnictwo Difin w serii Engram (Warszawa, 2014). Książkę można kupić w księgarni wydawnictwa: http://www.ksiegarnia.difin.pl/psychologia-pedagogika/34/seksualnosc-dzieci-i-mlodziezy-pol-wieku-badan-i-refleksji/2177
Rozdział 4
Problem pedofilii
Od kilku lat, głównie w USA, ale nie tylko, ujawniana jest szeroka skala problemu pedofilii. Dobrze, że temat ten jest poruszany. Jednakże ważne jest, aby podejść do tego zagadnienia w sposób mądry i każdy przypadek rozpoznawać indywidualnie.
Problemem niekiedy staje się źle rozumiana „ochrona dzieci”. W ramach histerii, jaka towarzyszy sprawie „profilaktyki pedofilii”, postuluje się takie kontakty dorosłego z dzieckiem, które byłyby bezpieczne z cała pewnością bardziej dla dorosłego niż dziecka. Wyklucza się wszelkie przejawy serdeczności i wszelkie pieszczoty. Takie „wychowanie” bez czułości ze strony dorosłego jest groźne dla rozwoju dzieci. Należy o tym też pamiętać.
Jestem jednym z niewielu naukowców w Polsce, którzy zajmowali się seksualnością dzieci i młodzieży. Mimo iż to nieprawdopodobne, wiem na ten temat żenująco mało (zwłaszcza na temat dzieci). Równocześnie wiem, jak na stan wiedzy ogólnej, bardzo wiele. Seksualizm dzieci jest w ogóle tematem nieznanym, bowiem nie ma jak badać tego zjawiska. Nieprędko zmieni się ta sytuacja, bowiem każdy, kto by zechciał badać tę problematykę natychmiast wejdzie w ostry konflikt społeczny, gdyż seksualność dzieci jest tematem tabu. Jednakże pewne rzeczy są znane, innych można się domyśleć z dużym prawdopodobieństwem prawdy.
Przy okazji nasuwa mi się smutna refleksja. Większość badań nad rozwojem biologicznym dzieci, jakie przeprowadzano kilkadziesiąt lat temu, stało się u nas obecnie niemożliwe do realizacji. W opluwanym i na pewno nie najlepszym okresie PRL można było badać wiele aspektów rozwoju (w tym także seksualnego).
Można było zbierać ankiety na temat rozwoju seksualnego młodzieży, a przy badaniach podłużnych (longitudinalnych) wykonywać zdjęcia kolejnych etapów rozwoju. Obecnie, jak wykazało doświadczenie Z. Izdebskiego, wszelkie badania dotyczącej tej sfery, podlegają krytycznej i opartej na braku odpowiedniej wiedzy ocenie. W związku z tym stają się one trudne, a często nawet niemożliwe do realizacji. Grozi nam swoisty „analfabetyzm”. Oceniam to trzeźwo, obecnie moje badania ciągłe nad dojrzewaniem z lat 70. byłyby niewykonalne.
Przystępując do pisania rozdziału o pedofilii, zdaję sobie sprawę, że przedstawię w nim wiele poglądów sprzecznych z powszechnie przyjętymi. Jeżeli tekst ten trafi do osób o konserwatywnych poglądach, mam świadomość, że mogą mieć oni problem z przyjęciem moich tez. Bardzo proszę jednak, by czytelnik zastanowił się dobrze, zanim zgłosi sprzeciw wobec tu zawartym treściom. Tę inwokację kieruję zwłaszcza do publicystów i psychologów. Ci ostatni często charakteryzują się zarówno ignorancją w zakresie seksuologii, jak i często nieuzasadnioną pewnością siebie.
4.1. Ogólna atmosfera dotycząca seksualności w naszej obyczajowości
Mam pełną świadomość, że to co teraz napiszę będzie budzić sprzeciw, jednakże
ważne jest przedstawianie poglądów, które w przyszłości mogą być przyczynkiem
do zmian na lepsze.
Chrześcijaństwo ze swoim ortodoksyjnym odłamem katolicyzmu seks uznawało
zawsze za coś złego, nieczystego i grzesznego. Nie potrzeba tu wielu przykładów,
bowiem zna je prawie każdy, choć nie każdy zdaje sobie sprawę z zasięgu
i skutków oddziaływania tej doktryny. Podam tylko kilka przesłanek:
– Celibat i zakony ślubujące „czystość” – wskazywałoby to, że seksualność jest
brudna, niegodna.
– Obłożenie ciężarem grzechu praktyk masturbacyjnych, dodatkowo nazywanych
przez Kościół katolicki „samogwałtem”.
– Potępienie seksu poza i przedmałżeńskiego.
– Walka z antykoncepcją – w tym z prezerwatywami, nawet za cenę śmierci milionów
Afrykańczyków umierających na AIDS.
Komu mało, zachęcam do zapozna się z publikacją Żywoty świętych, a zobaczy,
jaki wzorzec do naśladowania tam się propaguje.
Teza: Cywilizacja judeochrześcijańska przez wieki wpajała głębokie przeświadczenie,
że seksualność ludzka jest czymś negatywnym – czymś, co niestety
wiąże się z prokreacją. I jest akceptowalny na tyle tylko, na ile służy prokreacji.
Odrzuca się wszelkie przejawy poglądu, że seks jest czymś pięknym i szczęściodajnym
sam w sobie. Nawet bez chęci posiadania dzieci.
W tej atmosferze przyjmuje się pogląd, że trzeba każdego kogo można, „chronić”
przed zgubnym następstwem seksu. Należy chronić osoby z niepełnosprawnością
(również a może przede wszystkim intelektualnie), ale głównie trzeba chronić dzieci,
bowiem im najbardziej zagraża naruszenie ich „czystości”. Nawet
gdyby się okazało, że pewne formy pieszczot czy nawet aktywności erotycznej
są dzieciom przyjazne, potrzebne i pożądane – trzeba je zwalczać. Ludzi, którzy
ośmieliliby się łamać to tabu, należy uznać za zagrażających, a dalej idąc tym
rozumowaniem – uznać ich za przestępców.
Analogicznie przypomina się historia zwalczania a potem jednak akceptacji
masturbacji oraz historia podejścia do osób o orientacji homoseksualnej. Było
przecież identycznie. Potępiano wszelkie przejawy wymienianych powyżej aktywności
– karząc więzieniem, a w niektórych przypadkach również śmiercią.
Drastycznym przykładem była zbrodnicza III Rzesza, gdzie homoseksualiści
byli zsyłani do obozów koncentracyjnych nawet wtedy, gdy pomówienie miało
słabe podstawy. W obozach zazwyczaj znajdowali się na samym dole hierarchii.
Jak głoszą niektóre relacje, byli gorzej traktowani niż Żydzi i Cyganie. W trakcie
wyzwalania obozów koncentracyjnych przez wojska alianckie tylko ta kategoria
więźniów nie została uwolniona i dalej pozostała w obozach. Homoseksualizm był zresztą także surowo karany w Związku Radzieckim a także i innych krajach demoludów (poza Polską!). Szczególnie drastycznie homoseksualiści byli traktowani w Rumunii i Bułgarii.
Obecnie niewiele jest krajów, w których homoseksualizm byłby karalny.
Dziś głównie są to kraje afrykańskie, azjatyckie czy państwa Bliskiego Wschodu.
Geje i lesbijki coraz częściej domagają się równych praw w zakresie zabezpieczeń
swoich związków. Wśród nich są grupy, które coraz powszechniej mówią
o prawie adopcji dzieci. Twierdzę, że oponenci tego pomysłu zbyt mało
wiedzą o sytuacji i rozwoju społeczno-emocjonalnego dzieci przebywających
w domach dziecka, że tak łatwo przychodzi im odmawianie parom jednopłciowym
adopcji dzieci.
Homoseksualne zachowania nie podlega już penalizacji. W niektórych zwłaszcza
wielkomiejskich środowiskach stały się nawet jakby trochę modne. Niektóre
siły polityczne próbują na tym zbić kapitał wyborczy. Niestety zapominając, że
życie geja czy lesbijki na prowincji bądź wsi wygląda zgoła zupełnie inaczej, niestety
często mocno niekomfortowo.
Po co o tym wszystkim tu akurat piszę? Co z tego wynika? Jest to przykład, że
restrykcyjność dotycząca przejawów zachowań seksualnych, nieakceptowanych
kiedyś przez obyczajowość chrześcijańską, ulega zanikowi. Tego, co kiedyś było
zagrożone surową karą dziś już nikt nie karze. Są to obecnie zachowania dozwolone.
Oskar Wilde w obecnych czasach by spokojnie pisał swoje wspaniałe dzieła
a nie siedział w więzieniu.
W wielu krajach Europy stosunek do zachowań seksualnych, do realizacji
potrzeb erotycznych ulega przemianom. Niestety mam wrażenie, że nie mogę
tego powiedzieć o Polsce. Przemiany idą w kierunku liberalizacji, racjonalizacji
i akceptacji. Na pewno proces ten będzie dotyczyć także niektórych zachowań
dziś traktowanych potocznie jako zachowania o charakterze „pedofilnym”, np.:
czułość i pieszczoty dzieci.
Teraz zastrzeżenie: Wszystko, co będę dalej pisał nie dotyczy zachowań
w oczywisty sposób przestępczych czy wprost zbrodniczych w stosunku do
dzieci: zgwałceń, uwiedzeń, szantaży, sadyzmu. Zachowania te są karalne i nie
ma potrzeby ich szczególnie wyodrębniać, gdy dotyczą akurat dzieci. Są to działania,
które muszą być eliminowane, bo wiążą się z ludzką krzywdą. Na czynienie
krzywdy innym ludziom, nie tylko dzieciom nie może być i nie ma zgody. W tym
zakresie penalizacja nie tylko nie powinna ulegać łagodzeniu, ale w rozsądnych
granicach być może nawet zaostrzeniu. Można się tylko zastanawiać, czy akurat
więzienie jest najlepszym rozwiązaniem, patrząc z perspektywy postulowanej resocjalizacji
osadzonego. Czytelników pragnę z góry prosić! Jeżeli będziecie podejmować dyskusję
z moimi poglądami, nie mylcie ich z oceną działań zbrodniczych, które powyżej wymieniłem.
Wiem, że będą tacy, którzy zarzucą mi, że bronię (czy bronię, to się okaże dalej)
pedofilii – zbrodniarzy. Bądźcie na tyle uczciwymi, by nie utożsamiać
dwóch zupełnie różnych spraw: działania w imię dobra wobec dzieci z działaniem
seksualnie przestępczym czy wprost zbrodniczym. „Mylenie” w dysputach
powszechnych jest bowiem powszechne.
Na przykład niektórzy obrońcy życia poczętego notorycznie łączą eutanazję
ze zbrodniczym mordowaniem osób z niepełnosprawnością przez hitlerowców
w imię czystości rasy. Także wysokiej rangi przedstawiciele Kościoła katolickiego
w Polsce niekiedy mylą te kategorie! Pojęcie molestowania nieletnich, powszechnie
używane ostatnio, ma wiele nieostrości, a nawet niejasności. Chciałbym poruszyć
następujące kwestie terminologiczne.
4.2. Wiek dziecka
W Polsce za małoletniego w sensie seksualnym uznaje się osobę do ukończenia
15. roku życia. Jednocześnie przepisy prawne, dotyczące różnych aspektów „dorosłości”
są bardzo skomplikowane i robią wrażenie niekonsekwentnych. Warto
je przytoczyć, bowiem jest to przykład, w jak trudnej materii się poruszamy.
W art. 200 § 1 Kodeksu karnego, czytamy, kto obcuje płciowo z małoletnim poniżej
lat 15 lub dopuszcza się wobec takiej osoby innej czynności seksualnej lub doprowadza
ją do poddania się takim czynnościom albo do ich wykonania, podlega karze pozbawienia
wolności od lat 2 do 12. Natomiast § 2 mówi: Tej samej karze podlega, kto w celu
zaspokojenia seksualnego prezentuje małoletniemu poniżej lat 15 wykonanie czynności seksualnej.
Zgodnie z tym przepisem zagrożone karą jest jakiekolwiek działanie seksualne
z osobą poniżej 15. roku życia. Granica 15 lat została wprowadzona w Polsce
do Kodeksu karnego w roku 1932 (kodeks Makarewicza).
Jednocześnie osoba od 13. roku życia może bez udziału rodziców zasięgać
porady lekarza, jednakże lekarzowi nie wolno dokonać jakiegokolwiek zabiegu,
czyli dokonać przerwania ciągłości tkanek (także zrobić zastrzyku) bez zgody
opiekunów prawnych. Okazuje się jednak, że zgodnie z prawem można osobie
w tym wieku udzielić np. porady antykoncepcyjnej.
Osoba, która ukończy 17. rok życia jest sądzona jak dorosła i może z wyrokiem
sądu trafić do więzienia. Osobnik, który dokonał czynu karalnego przed
ukończeniem owych 17 lat, trafi natomiast do zakładu poprawczego. Mamy
w grupie wieku 17–21 dwa rodzaje osadzonych, jedni osadzeni są w więzieniu,
inni w zakładzie poprawczym. Przy tym nie decyduje stopień demoralizacji czy
rodzaj przestępstwa.
Do niedawna polskie przepisy dopuszczały zawarcie małżeństwa dla chłopców
w wieku powyżej 21 lat. Pełnoletnim (w sensie prawnym) natomiast było się
od 18. roku życia. Zatem wcześniej można było np. zaciągnąć kredyt czy uzyskać
paszport i zostać osadzonym w więzieniu niż zawrzeć związek małżeński.
Relatywnie niedawno, w 1993 r. w momencie podpisania konkordatu pomiędzy
Polską a Watykanem, zrównano wiek zawierania małżeństwa kobiet i mężczyzn
do 18. roku życia.
Piszę o tym wszystkim po raz drugi (opisywałem te zjawiska w rozdziale
o dojrzewaniu), by możliwie dobitnie wykazać, jak trudno jest dokonać regulacji
prawnych w odniesieniu do wieku dojrzewania i wieku młodzieńczego. Jest to
niewątpliwie związane z rozszczepieniem procesu dojrzewania, jakie nastąpiło
w naszej cywilizacji, i jakie dokonało się w ostatnim wieku (i o tym zjawisku też
pisałem wcześniej). Pragnę tylko wykazać brak konsekwencji ustawodawcy i zastanawiam
się nad słusznością granicy 15 lat w art. 200 k.k. – bo czemu nie wcześniej
ani nie później?
Kwestia wieku wiąże się także z innym zjawiskiem. Otóż (piszę o tym szczegółowo
w innym miejscu) okres dojrzewania charakteryzuje się wielkim rozrzutem
w zakresie indywidualnego przebiegu tego zjawiska w czasie. Kryterium
wieku chronologicznego traci tu wartość poznawczą. Równolatkowie mogą
znacznie różnić się poziomem dojrzałości zarówno biologicznej, jak i psychicznej.
Zarówno 15-latek może być dzieckiem, którego proces dojrzewania się jeszcze
nie rozpoczął, ale może też być osobą biologicznie dorosłą. Wynikają z tego
dwa wnioski:
1. Jeżeli granica wieku 15 lat była słuszna prawie przed wiekiem, to wobec procesu
akceleracji rozwoju i dojrzewania jest anachroniczna i niezasadna być
może dziś.
2. Kryterium wieku chronologicznego w okresie dojrzewania jest bezwartościowe
w interesującej nas sprawie. Powinno się określać wiek indywidualnie, na
podstawie nie metryki, a oceny auksologicznej. W tym miejscu czynię zastrzeżenie,
że zdaję sobie sprawę z trudności realizacji takiego postulatu. Jednak
o ile w oparciu o kryterium wieku chronologicznego można człowieka skazać
nawet na 12 lat więzienia to na pewno należy zapewnić mu uczciwe osądzenie
i ustalenie, czy podmiot przestępstwa (małoletni) na pewno był biologicznie
dzieckiem. Wiele, zwłaszcza zbliżających się do 15 lat dziewcząt, wizualnie
przypominają kobiety dorosłe. Ich wygląd, a często i zachowanie może wprowadzać
w błąd w zakresie oceny wieku. Często trudno na zdrowy rozsądek
uznać je na podstawie ich wyglądu za dzieci.
Byłoby zasadne w każdym przypadku procesu karnego z art. 200 dokonywanie
oceny, kim była ofiara w sensie biologicznym i osoby dojrzałe traktować jak
dorosłych, pełnoletnich.
Jeżeli rozważamy zjawisko zachowań seksualnych wobec nieletnich, to wydaje
się, że należy dokonać istotnych zróżnicowań. Podzieliłbym okres rozwoju na
trzy grupy:
– grupa I – małe dzieci do lat trzech,
– grupa II – średnia od 3 do 8 lat,
– grupa III – młodzież od 9 lat do pełnoletniości.
Myślę, że zupełnie czym innym jest kontakt z dzieckiem małym i tu wydaje
mi się taką granicą właśnie wiek 8 lat. Zupełnie czym innym jest kontakt seksualny
(jakim by nie był) z nastolatkiem w okresie dojrzewania. W tym okresie
młodzi ludzie zwykle wiedzą, na czym on polega i najczęściej mają dość odwagi
by nie zgadzać się na propozycje, które są im niemiłe. Także trauma, jaka może
powstać po kontakcie (nazwijmy go tu jeszcze) z pedofilem może być mniejsza,
bowiem wydaje się, że poza przypadkami przestępczych działań (zgwałceń,
szantażu) istnieje jakiś stopień przyzwolenia młodego człowieka na daną aktywność.
Postuluję, by określenie „pedofil” zachować tylko do grupy najmłodszej.
Natomiast nie używać jej w odniesieniu do grupy wiekowej i najstarszej. Należy
nazywać ich efebofilami. Określenie efebofilia (z gr. éphebos – ten, który zaczął pokwitać
+ miłość) nie występuje w klasyfikacjach zaburzeń psychicznych
DSM-5 i ICD-10.
Program ochrony powinien dotyczyć oczywiście każdej grupy wiekowej, ale
dla każdej powinien być inny. Także odpowiedzialność karna w przypadkach
przestępczych powinna być zróżnicowana. Myślę, że w odniesieniu do grupy
najstarszej powinna być taka sama jak w stosunku do dorosłych. Bardzo ostro
karane zgwałcenie, przymus, wykorzystanie stosunku zależności, ale kontakty
dobrowolne i świadome nie powinny być karane przynajmniej w najstarszej
grupie.
4.3. Problemy terminologiczne, czyli co rozumiemy pod pojęciem „molestowanie”
Penalizacji i zakazowi powinny podlegać czyny o jasnym sensie seksualnym, które
mają znamiona przestępstwa. Pojęcie „molestowanie” jest nieprecyzyjne, zbyt
ogólne i nie powinno w ogóle być używane.
Dotyk – psycholodzy uważają, że jest dobry i zły. Problem polega na tym, jak
to oceniać? Jest to kwestia subiektywna i tak powinna być oceniana. Bez sugerowania
przez psychologa, który optuje za poglądem, że każdy dotyk, jest zboczony
i groźny. Na końcu tego rozdziału przytaczam listę zaleceń dla pedagogów
i wychowawców S.R. Morgana rozpowszechnianą w USA, które to zalecenia pokazują,
jak absurdalna stała się kwestia dotyku dziecka. Jest to dobry przykład na
histeryczną ocenę roli dotyku.
Rola dotyku w rozwoju emocjonalnym – szerzej niż seksualnym czy erotycznym
– jest nieoceniona. Nad wyraz pozytywna. Pieszczoty to przede wszystkim
dotyk – Dziecko potrzebuje pieszczoty poszukuje jej. Jeżeli nie znajduje jej
u osób bliskich (matka, ojciec – rodzina) to szuka u innych osób, często obcych.
Znane są przykłady, jak dzieci nadmiernie przytulają się, „łaszą się” do dorosłych.
Przykładem ekstremalnym są wychowankowie domów dziecka, którzy
przytulają się, „kleją” do napotkanych dorosłych – wszystkich, którzy ich nie
odrzucą. Znacznie gorszym niż dotyk i pieszczota jest odrzucenie takich dzieci.
Powoduje to uczucie wstydu, zażenowania, poczucie winy, żalu do dorosłego,
czyli krzywdy. Uczucie pozytywnej realizacji potrzeby towarzyszy jednak tylko
takiej pieszczocie, której towarzyszy wzajemność. Dzieci doskonale odczuwają,
czy kontakt fizyczny z dorosłym sprawia temu ostatniemu przyjemność czy nie.
Nawet „pieszczota” matki może być zimna i niesatysfakcjonująca.
Czy dotyk ma charakter seksualny? Pieszczota w szerokim pojęciu jest zazwyczaj
jeżeli nie seksualna to erotyczna. Czy jest to element świadomego pobudzania
seksualnego ze strony dorosłego? Bardzo trudno to jednoznacznie stwierdzić.
W odniesieniu do chłopców sprawa jest znacznie prostsza. Chłopcy mają
dość ograniczone okolice erogenne. Jeżeli dotyk nie dotyczy genitaliów, to nie
ma charakteru (dla odbiorcy) seksualnego. Głaskanie po głowie, plecach a nawet
pośladkach w odniesieniu do chłopców często nie musi być czynnością seksu analną
(jeśli dorosły nie ma intencji seksualnych) i nie powinno być zaliczane do
„molestowania”. Trudniejsza jest kwestia dotykania dziewcząt. Ich okolice erogenne
są rozlegle i bogato na ciele rozlokowane. Niewątpliwie ma to podłoże
neurofizjologiczne, ale także może być wynikiem doświadczenia. Dotykając,
głaszcząc pieszcząc dziewczynkę nie możemy być tak naprawdę nigdy pewni,
czy nie pobudzamy jej erotycznie. Jednakże nie znaczy to, że pieszczoty nie są
im potrzebne. Prezentuję stanowisko, że być może nawet bardziej niż chłopcom.
Jest to trening, uczenie reaktywności seksualnej, która może w dojrzałym
życiu stanowić o zdolności do odbierania seksualnej satysfakcji – przeżywania
orgazmu.
„Zły dotyk” – powinien być rozumiany jako pobudzanie penisa u chłopców
oraz okolic łechtaczki, warg sromowych przedsionka pochwy i piersi u dziewcząt.
Informacje od dziecka o takiej aktywności wobec niego powinny być traktowane
przez rodziców i opiekunów bardzo poważnie. Informacja powinna zawierać
ocenę takiej sytuacji ze strony samego dziecka. Dla mnie najważniejsze jest
subiektywne odczucie dziecka. Niektóre dzieci w zabawie ocierają się o kolano
dorosłego – „prowokują” taki „zły dotyk”. Jeżeli tak robią, to sądzę, że jest to
wynik ich potrzeby. Jest to zapewne element treningu, rozwoju erotycznego. Czy
sam w sobie trening – rozwój jest zły? Ortodoksyjny przedstawiciel Kościoła katolickiego
może odpowiedzieć, że tak. Ja jednak mam wątpliwości. Inna sprawa,
że takie zachowanie może budzić pewne zażenowanie także u dorosłego – jego
niechęć. Dorosły może nie chcieć być partnerem takich specyficznych „pieszczot”
– nie tylko ze strachu przed odpowiedzialnością karną czy potępieniem
przez Kościół. Po prostu mu to nie odpowiada. Może i powinien unikać takich
sytuacji, ale bardzo delikatnie i subtelnie, tak, by dziecko nie odczuło odrzucenia.
By nie odczuło, że stało się coś złego, by nie nastąpiło potępienie zachowania.
To mogłoby być urazem znacznie głębszym, niż odwzajemniona pieszczota. Dobrym
rozwiązaniem w takiej sytuacji będzie odwrócenie uwagi od zachowania,
czyli zaproszenie do jakiejś innej aktywności, na przykład jakiejś zabawy.
Myślę, że z powyższego rozumowania należy wyciągnąć wniosek, iż dotyk,
pieszczoty są ważnym życiowym treningiem. Są istotnym elementem rozwoju,
w tym erotycznego i seksualnego. Zatem postuluję: dotyk, pieszczoty w każdym
wieku są elementem treningu, elementem rozwoju erotycznego czy wprost seksualnego.
Powinien być akceptowany, a osoby wybrane przez dziecko (najlepiej
oczywiście bliska osoba) powinny odpowiadać pozytywnie na oczekiwanie dziecka.
Natomiast wszelkie przymuszanie, wszelkie przełamywanie niechęci i oporu
powinny być uznawane za naruszanie intymności i granic suwerenności dziecka.
Takie zachowania powinny być traktowane jako molestowanie. Unikanie „umizgów”
ze strony dziecka w kierunku dorosłego, jeżeli taka jest wola dorosłego,
powinno odbywać się jednak tak, by w żaden sposób dziecko nie odczuło tego,
jako odrzucenie.
Żaden psycholog nie powinien dziecku wmawiać a priori (nawet przez dopytywanie),
że pieszczoty, którym podlegały dobrowolnie, były dla niego czymś złym,
niestosownym, że zostało „nadużyte” itp.
Inaczej przedstawia się sprawa w przypadku masturbacji dokonywanej wobec
dziecka. Jeżeli dorosły uczestniczy czynnie w pieszczeniu narządów płciowych
dziecka to mamy do czynienia nie z masturbacją, ale pettingiem – formą stosunku
płciowego. Dorosły nie powinien dopuszczać do takich sytuacji choćby
dlatego, że brak jest prawnej i społecznej akceptacji takich zachowań.
Inna sprawa, że wykazujemy tu pewną niekonsekwencję. W historii pedagogiki
znane są przypadki, kiedy piastunki (wiejskie dziewczyny) masturbowały małe
dzieci, by je uspokoić lub uśpić. Znane są opisy etnografów, z których wynika,
że dorośli w szczepach pierwotnej kultury masturbowali dzieci ku ich zadowoleniu.
Nie ma naukowych podstaw, by przyjąć, że takie postępowanie tym dzieciom
zaszkodziło. Trudno nam ustalić, jak takie doświadczenia wpłynęły na dorosłą
seksualność. Jednak powszechna ocena takich zachowań jest jednoznaczna i nie
można abstrahować od odczucia społecznego. Żyjemy w innej cywilizacji.
4.4. Społeczny stosunek do nagości
Dzieci są pięknie zbudowane przez Stwórcę, czy przez przyrodę, jak kto woli.
Nagie dziecko w każdym wieku jest piękne. Nasza cywilizacja traci bardzo wiele,
pozbawiając nas szansy obcowania z tym naturalnym pięknem. Wielu ludzi
ma świadomość piękna ludzkiego ciała, także ciała dziecka. Malarstwo wielkich
twórców, takich jak Michał Anioł czy Caravaggio, pokazuje, że nawet w czasach
bardzo mrocznych i rygorystycznych wpływów Kościoła można było malować
czy rzeźbić nagie dzieci. Większość aniołków w malarstwie prezentowana była
nago. Konkursy czy pokazy tańca dzieci to przecież nic innego jak próby przełamywania
tego tabu. Dzieci – niezawstydzane przez dorosłych moralistów – same
odczuwają swoje piękno i chętnie je demonstrują. Jeżeli tylko wyzwolą się z pruderyjnych
zakazów (a właściwie ich rodzice nie wpoją im takich norm) chętnie
obnoszą się ze swą nagość. Ciekawe, że to częściej chłopcy ściągają kąpielówki
i paradują nago na plaży niż dziewczynki.
Fascynacja pięknem nagiego ciała dziecka nie musi być i nie jest w każdym
przypadku faktem erotycznym. Tak jak nie każdy akt dorosłej osoby musi budzić
podniecenie seksualne. Na pewno istnieje wielu artystów, którzy chętnie
by dokumentowali piękno dziecięcej nagości, gdyby się nie bali konsekwencji,
potępienia, a może i odpowiedzialności prawnej. Na przełomie wieku XIX i XX
na wyspie Capri działał artysta fotografik, Niemiec Wilhelm von Gloeden.
Tworzył on piękne zdjęcia nagich chłopców stylizowane na styl antyczny, które
tylko w oczach bardzo wąskiego grona osób mogły wywoływać podniecenie
seksualne.
W Polsce w zakresie akceptacji nagości nastąpił wielki przełom. Jednakże jeszcze
często „okopani” w swych obsesjach „moraliści” starają się promować ideę
wychowania do wstydliwości. O tym jak wiele się zmieniło, niech świadczy ta
oto opowieść. Kiedyś uczyłem się języka obcego u starej damy (zubożałej i zdeklasowanej),
która jako młoda dziewczyna wychowywała się w internacie zakonnym
dla młodych panien z magnackich rodzin. Opowiadała, jak odbywała się
tam kąpiel. W internacie były drewniane kadzie, wanny. Dziewczynie zakładano
specjalny rodzaj płaszcza, fartucha jak u fryzjera, tyle że znacznie dłuższy
o większej średnicy. Wiązano pod szyją. Pod tym fartuchem panna zdejmowała
ubranie i wchodziła do kadzi, a fartuch wykładano na brzegu tak, by mogła się
umyć nie widząc swego nagiego ciała.
Jeżeli dziś w przeciętnej pływalni ludzie różnego wieku chodzą nago pod
prysznic po szatni, to trudno wyobrazić sobie te jeszcze nie tak odległe czasy.
Prowokacyjnie można by stwierdzić, że przecież dorośli przebywający na basenie,
zarówno ci korzystający, jak i pracujący, którzy nadzorują lub sprzątają takie
miejsce, mogą zostać pociągnięci do odpowiedzialności za stosowanie wobec
dziecka przemocy seksualnej bez kontaktu fizycznego (wg K. Faller), jakim
jest oglądactwo – podglądactwo. Zdaję sobie sprawę, że musi takiej czynności
towarzyszyć podniecenie seksualne, ale to trudno ocenić. Ponadto funkcjonują
rodziny, w których kultywuje się kulturę naturyzmu. Są rodziny, w których na
porządku dziennym dorośli i dzieci chodzą po mieszkaniu nago. Nieznane mi są
badania, które wskazywałyby, że dzieci wychowywane w takiej atmosferze ponosiły
jakieś negatywne konsekwencje dla własnego rozwoju.
Przed laty zajmowałem się leczeniem dzieci z zaburzeniami psychosomatycznymi.
Dużą grupę stanowili chłopcy w wieku 11–14 lat, którzy ze względu
na moczenie mimowolne nie mogli uczestniczyć w żadnych formach wczasów
dziecięcych – koloniach, zimowiskach. Organizowaliśmy dla nich obozy typu
harcerskiego. Był problem z utrzymaniem higieny osobistej, gdyż, jak to na obozach
harcerskich, nie mieliśmy wystarczających warunków higienicznych. Zorganizowaliśmy
saunę. Chłopcy – kompletnie nienakłaniani – z widoczną uciechą
uczestniczyli w parowych seansach. Także nago kąpali się w pobliskim baseniku.
Ich ochocze „paradowanie” nago znacznie przekraczało konieczne przygotowania
do saunowania. Znakomita większość chętnie prezentowała swoją nagość,
a tylko nieliczni (byli tacy) w tym nie uczestniczyli.
Pewna starsza i doświadczona lekarka szkolna opowiadała mi, że zauważyła
wyraźną różnicę między chłopcami i dziewczętami. Odnosiła ona wrażenie, że
chłopcy w czasie badania w gabinecie lekarskim jakby z „dumą” (tak twierdziła)
ukazywali swoją nagość. Natomiast dziewczęta zazwyczaj się krępowały określała
– „krygowały”, zasłaniając się bielizną itp. Można by zatem stwierdzić, że skłonność
od obnażania się i demonstrowania swej nagości może być cechą charakterystyczną
dla chłopców. Jako pediatra i seksuolog nie mogę temu zaprzeczyć,
bowiem ekshibicjoniści poddawani represjom, to zazwyczaj mężczyźni. Jednakże
nie możemy zapomnieć, że kulturowo dziewczynki są wychowywane najczęściej
do wspomnianej przeze mnie wcześniej wstydliwości i to może w tym aspekcie
być pokłosiem ich zachowań.
Przed laty w Polsce wydano podręcznik wychowania seksualnego autorstwa
angielskiego pedagoga Cyryla Bibby /27. Pisał, że w jego szkole zajęcia wychowania
fizycznego odbywają się nago. Tak dzieje się bez cienia przymusu czy zachęty.
W pewnym wieku jednak uczniowie zaczynają ubierać spodenki i dzieje się to
w różnym wieku, ale już w okresie dojrzewania. Chęć zakrywania genitaliów
przychodzi w sposób naturalny, rozwojowy.
Napotkałem kiedyś informację, że przed II wojną światową w przedszkolu
Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej w dzielnicy Żoliborz, gdzie działał niezwykle
zasłużony i postępowy lekarz – Aleksander Landy, wiele zajęć odbywało
się nago. Osoba już starsza wiekiem, która mi to relacjonowała, uznawała ten fakt
za naturalny i nieszkodliwy.
Stosunek do nagości dzieci powinien ulec racjonalizacji. A już karanie więzieniem
amatorów zdjęć (byle niedokonywanych pod przymusem czy szantażem)
nagich nieletnich wydaje się kosztowną społecznie co najmniej przesadą. Oczywiście
mówię tu o nagości/akcie nie mającej związku z pornografią jako obrazem
przedstawiającym aktywność seksualną, aby wywołać podniecenie seksualne
u odbiorcy.
4.5. Wiktymologia
Inicjatorami różnych form kontaktów dzieci i nastolatków z dorosłymi, które
mogą mieć mniej lub więcej jawny podtekst seksualny, często są sami małoletni. Jak
wspominałem, małe dzieci niejednokrotnie „lepią” się do dorosłych – przytulają,
wchodzą na kolana, prowokują do „pieszczot”. Oczywiście można powiedzieć, że
dorosły jest tym, który powinien ograniczyć takie zachowania. Tylko dlaczego?
Dotyczy to przede wszystkim, jak już wspominałem, dzieci z domów dziecka
i z rodzin, w których występuje deficyt ciepła emocjonalnego. W swych inicjatywach
dzieci często uciekają się do najróżniejszych „podstępów”, by uzyskać
pieszczoty, akceptację. Sam pamiętam grupę chłopców, którzy ustawiali się w kolejkę
i prosili, by ich smarować kremem na opalanie, a przecież mogli zrobić to
sami lub smarować się wzajemnie. Oni angażowali w tę aktywność wychowawcę.
Baczny obserwator zachowań dzieci i nastolatków, który umie odczytać właściwie
zachowania, dostrzega bardzo często takie zachowania. Okazją do tego jest
zwłaszcza organizowanie czasu wolego, kiedy to młodociani uczestnicy kolonii,
obozów często stawiają w kłopotliwej sytuacji wychowawców czy nieco starszych
wiekiem uczestników, po prostu „prowokując, uwodząc” swym zachowaniem.
Dlatego ważne jest, aby młodym pedagogom, wychowawcom kolonijnym
w trakcie kursów przygotowujących do pracy przekazywać wiedzę z seksualności
dzieci i młodzieży.
Istnieje jeszcze jeden problem, wcale nienależący do rzadkości. Szczególnie
dziewczęta we wstępnej fazie dojrzewania niekiedy zakochują się w swych
nauczycielkach czy wychowawczyniach. Zdarza się to i chłopcom, ale znacznie
rzadziej. Taka zakochana dziewczynka stara się być jak najbliżej obiektu swej miłości,
niekiedy bywa nawet wprost agresywna i natarczywa. Zdarza się, że zabiega
o wyłączność i oczywiście wzajemność. Nie znam badań na ten temat, jednakże
z moich obserwacji wynika, że dziewczęta te dążą do bliskości a nawet pieszczot,
pocałunków, przytulania. Sytuacja może być niekiedy dla osoby dorosłej kłopotliwa.
Znam przypadek, kiedy to zakochana uczennica usiłowała eliminować
z kontaktów rodzoną córkę swej ukochanej nauczycielki. Takie sytuacje bywają
dla nauczycielek bardzo kłopotliwe. Owo „durzenie się” w wychowawczyni
czy drużynowej w harcerstwie może i zazwyczaj ogranicza się do pisania listów,
wierszy, prezentów, świadczenia drobnych przysług. Wydaje się, że w znakomitej
większości przypadków sprawa mija bez następstw.
Wszystkim wątpiącym polecam powieść V. Nabokova i oparty na niej film
Lolita, w którym zachowanie nieletniej dziewczynki było niezwykle prowokacyjne.
Trzeba by mężczyzny bardzo odpornego, by nie odpowiedział zgodnie
z oczekiwaniami małoletniej. Takie przypadki nie należą do rzadkości – powtórzę
tu – są szczególnie nasilone wśród wychowanków domów dziecka i dzieci
z rodzin o wyraźnym deficycie serdeczności. Lecz oczywistym jest, że dorosły
nawet wobec jednoznacznego zachowania młodocianych powinien postawić granicę
i nie wchodzić w taką relację.
Istnieje problem prostytucji nieletnich, przy czym nie mówię tu o dzieciach,
(choć takie zjawisko też istnieje, ale jest to już patologia niewątpliwa). Mówię tu
o nastolatkach, których wygląd, rozwój fizyczny i zachowanie wyraźnie mogą
działać myląco. W kontaktach takich więcej ryzykuje dorosły niż małoletni.
Sprowadzane z ulicy młode osoby obojga płci, które zaczepiają dorosłych – mniej
lub bardziej nachalnie oferując swoje usługi seksualne – są często zagrożeniem
dla dorosłego. Nie tylko z powodu odpowiedzialności prawnej – o tym piszę
w rozważaniach o wieku i granicy ochronnej – ale częstymi aktami przemocy,
rabunkami, rozbojami, a nawet morderstwami. Nie jest więc tylko tak, że zły dorosły
demoralizuje małoletniego. Bywa, że dorosły jest jakoby potencjalną ofiarą
nieletniego agresora. I nie są to przypadki rzadkie. Trudno przytoczyć tu dane
policyjne, gdyż zaledwie nieliczna część jest zgłaszana oficjalnie – głównie ze
strachu przed przesłuchaniami itp.
Jestem przekonany, że w każdym indywidualnym przypadku należy rozpatrywać
przyczyny i skutki wnikliwie i bez założenia a priori jednoznacznej winy dorosłego.
Wiele młodocianych dziewcząt i chłopców jest tak głęboko uwikłanych
w prostytucję, że udział dorosłego – choć dwuznaczny moralnie – nie upoważnia
do jednoznacznego potępiania, a zwłaszcza bardzo surowego karania. Zdarzają
się jednak sytuacje, że przygodnie nawiązany kontakt z nieletnią prostytutką
obojga płci kończy się nie pogłębieniem demoralizacji, a skutecznym działaniem
pozwalającym wyjść z tego procederu. Opracowanie niniejsze jest syntetyczne
i unikam w nim przykładów, ale znam wiele przypadków, kiedy to związek
młodej prostytuującej się osoby (chłopca lub dziewczynki) kończył się trwałą
przyjaźnią i późniejszą bezinteresowną opieką ze strony dorosłego. Kontakt ten
działał skutecznie resocjalizacyjnie. Czy i te przypadki powinny kończyć się skazaniem
i więzieniem?
Nie mogę powstrzymać się od przytoczenia pewnej historii z praktyki warszawskiej
poradni młodzieżowej. Współpracowaliśmy wtedy bardzo ściśle z oficerem
Milicji Obywatelskiej, który odpowiadał za sprawy nieletnich. Zgłosił się
do nas o poradę, gdyż otrzymał sygnał, że w pewnym bloku, u starego samotnego
mężczyzny od kilku dni pojawiła się młoda dziewczyna. W czasie kontroli tego
donosu, okazało się, że rzeczywiście ów samotny staruszek przed kilku dniami
sprowadził z dworca kolejowego nastoletnią dziewczynę. Wyglądała ona na starszą,
ale nie miała ukończonych 15 lat. Była uciekinierką z domu dziecka. Jej dzieje
były wstrząsające. Miała tylko ojca – pijaka, który już od paru lat wynajmował ją
do celów seksualnych. Rzecz się wydała i ojciec trafił do więzienia, a ona trafiła
do domu dziecka. Niestety i tam nie zaznała spokoju. Była regularnie gwałcona
przez koleżanki. Uciekła i koczowała na dworcu. Tam spotkał ją ów staruszek
i zabrał do siebie. W rozmowie ze mną w poradni dziewczyna powiedziała, że
pobyt u tego starszego pana był jedynym okresem szczęścia w jej życiu. Był to jej
pierwszy raz, gdy czuła się bezpiecznie. ów „opiekun” otoczył ją troską, zadbał
o jej ubiór i edukację. Powiedziała, że marzeniem jej jest, by mogła u niego zostać.
Sprawa jednak nie była prosta. Zgodnie z przepisami prawa musiała wrócić do
domu dziecka, a staruszkowi groziły konsekwencje prawne. Rozmawiając o relacjach
seksualnych, jakie ją łączą z tym starszym mężczyzną, zaśmiała się i zapytała,
czy widziałem tego starca? Jego „czyny nierządne”, czy jak się to teraz mówi
„molestowanie” polegały na kąpaniu jej nago. Po prostu lubił oglądać ją nago – do
niczego więcej nie był zdolny i niczego nie podejmował.
W dzisiejszej atmosferze nic prostszego, gdy się chce kogoś zniszczyć, wystarczy
oskarżyć go o pedofilię. Grozi to wychowawcom, nauczycielom i duchownym
– wszystkim, kto ma do czynienia z dziećmi i młodzieżą. Motywem może
być chęć zemsty na wymagającym wychowawcy, nauczycielu bądź nielubianym
księdzu. Pomówienie jest częstą taktyką w przypadku zemsty pracownika na kierowniku
szkoły czy domu dziecka. Może być ostatecznym ciosem w walce zwaśnionych
wychowawców. Niejednokrotnie jest sposobem na pogrążenie rozwiedzionego
ojca dziecka, którego nienawistna była żona oskarża o „molestowanie”
dziecka w czasie kontaktów zagwarantowanych przez sąd. Wszystkie te przypadki
szantażu mają wyjątkowo obrzydliwy charakter, zazwyczaj wciągane są
w aferę dzieci czy młodzież. Młodzi, uwikłani następnie w obrzydliwe indagacje
„psychologa” a potem prokuratora i adwokatów, przeżywają prawdziwe tragedie.
Przecież często rozwiedzione matki lub ojcowie nastawiają dzieci przeciw byłemu
małżonkowi, który bardzo często jest bliski emocjonalnie dziecku!
Mimo iż to odważna teza, często odszkodowań za molestowanie seksualne
nie powinno płacić się bezpośredniej „ofierze”, ale także przy każdym takim wygranym
procesie odszkodowania finansowe powinny trafiać do instytucji i organizacji
pozarządowych, pracujących na rzecz ofiar przemocy seksualnej. Jeżeli
już kara byłaby finansowa, powinna być przekazywana na organizacje społeczne.
Jestem przekonany, że gdyby w USA nie płacono odszkodowań, oskarżeń (po
wielu latach) byłoby zdecydowanie mniej. Postuluję więc, by w przewidywanych
karach dla sprawców (rzeczywistych czy pomówionych) zaniechać odszkodowań
finansowych. W chwili obecnej w oskarżeniach o „molestowanie”, (co by to nie
oznaczało) istnieje nierówność szans obrony stron. Oskarżony jest właściwie od
razu osądzony, możliwości obrony są znikome. Postuluję o znacznie ostrożniejsze
traktowanie oskarżeń i znacznie wnikliwsze osądzanie, czy rzeczywiście zaistniała
krzywda?
Postępowanie sądowe powinno przede wszystkim chronić interes dziecka.
To oczywiste. Najlepiej, by w konkretnym przypadku pedofil został odizolowany
od dziecka. Poza takim działaniem należy zminimalizować kontakt dziecka
z aparaturą sądowniczą. By dziecko nie przechodziło gehenny badań psychologicznych,
niekiedy także ginekologicznych i powtarzających się przesłuchań
sądowych. Nie zapominajmy, że nie we wszystkich regionach są przyjazne pokoje do przesłuchań z możliwością nagrywania, by dziecko nie musiało wielokrotnie
przechodzić etapu przesłuchania. Ważne, abyśmy sobie uświadomili,
że być może lepiej dla dziecka byłoby, by ta trudna sytuacja została załatwiona
„polubownie”, bez udziału dziecka, a może nawet w szczególnych przypadkach
bez skazania – niż narażać dziecko na straszliwy stres. Wiele oskarżeń można
załatwić usuwając np. nauczyciela z pracy (wielu dobrowolnie na to się zgodzi,
mając do czynienia z oskarżeniem, z którego nie ma sposobu się wybronić).
Podejrzanych można odsunąć od pracy z dziećmi, poddać kurateli sądowej,
monitorować, zdjąć ze stanowiska, itp. Być może władze oświatowe powinny mieć,
ale bardzo dobrze chronione, wykazy osób, którym nie powinno się powierzać
dzieci.
Zdaję sobie sprawę w pełni z trudności, jakie mogą napotkać postulowane tu
rozwiązania. Sprawa jest trudna – każdy przypadek inny. Natomiast na pewno
i stanowczo domagam się ochrony dzieci przed bezdusznym, sformalizowanym
aparatem ścigania. Z całą pewnością dochodzenia sądowe, prokuratorskie, a także
źle prowadzone badania psychologiczne mogą stwarzać dla nich prawdziwy
koszmar. Takie działania mogą być niewspółmiernie groźniejszym w skutkach
stresem niż domniemane „molestowanie seksualne”.
Przed kilkudziesięciu laty w piśmie niemieckim „Sexual Medizin” czytałem
wyniki badań wykonanych w Holandii. Badano kobiety, które były ofiarami
„molestowania” – a w procesie sądowym zapadł wyrok skazujący sprawcę. Po
ponad dwudziestu latach badacze starali się ustalić wpływ tych traumatycznych
doświadczeń na dalsze życie. Wyniki były zaskakujące. Wskazywały one, że w ich
wspomnieniach dochodzenie sądowe pozostawiło znacznie gorsze wspomnienia
niż sam incydent. Fakt – bez incydentu nie byłoby sądowych dochodzeń. Niestety,
po kilkudziesięciu latach nie jestem w stanie ustalić autorów cytowanego
artykułu.
W czasach PRL-u (który, jak stale zastrzegam, nie był moim ulubionym okresem)
spotkałem wielokrotnie przypadki przemocy seksualnej wobec dzieci, które
były załatwiane cicho i dyskretnie. Oszczędzano dzieciom udziału w dochodzeniach.
Sprawców odsuwano od pracy z dziećmi, a niekiedy pozostawiano w pracy,
jeżeli byli cennymi wychowawcami, co nie należało do rzadkości. Nauczyciela
poddawano nadzorowi dyrektora. Zazwyczaj to wystarczało. Nie pamiętam
przypadku recydywy. Choć jej oczywiście nie wykluczam.
Nasuwa się ciekawa refleksja. Nasz klasyk i wzorzec wychowawcy, Janusz Korczak
brał w domu sierot dzieci do łóżka, pod swoją kołdrę. Dziś prawdopodobnie
byłby oskarżony o czyn ewidentnie pedofilny! Tak czynił, bo jak tłumaczył dzieci
miewają jakieś koszmarne sny i budzą się ze strachu z płaczem, w normalnych
rodzinach uciekają wtedy pod kołdrę rodziców. Zachęcał także wychowawców
z nim pracujących do naśladowania swoich zachowań. Obecnie w Ameryce,
a także niekiedy i u nas, byłby oskarżony, skazany i pewnie trafiłby do więzienia.
Pewnie na kilka lat, bowiem nasz wymiar sprawiedliwości akurat tu wykazuje
wielką surowość.
4.6. Ochrona dzieci
Sprawą zasadniczą w całym zagadnieniu problemu pedofilii jest ochrona dzieci.
Działania te mają dotyczyć dwóch spraw: konsekwencji zagrożenia agresją dorosłego
oraz ochrony przed urazem, jakim jest przewód sądowy wraz z wszelkimi,
nieuchronnymi przecież badaniami psychologicznymi, ginekologicznymi i jakimi
tam jeszcze. W odniesieniu do pierwszego zagadnienia widzę trzy podstawowe
pola działania.
Pierwsze to atmosfera domowa. Jeżeli dziecko będzie miało dobrą, kochającą
ze wzajemnością rodzinę, nie będzie szukało pieszczot wśród obcych. Przede
wszystkim dzieci z domów dziecka, z rodzin niepełnych, patologicznych podlegają
zagrożeniu. Są one szczególnie łatwym „łupem” dla osób pedofilnych.
Niestety coraz częściej dzieci z tzw. dobrych domów mają coraz mniejszy komfort
przebywania z rodzicami, którzy zbyt długo pracują i nie potrafią zapewnić
dziecku przyjaznej atmosfery. Mogą potwierdzać to badania Z. Izdebskiego,
z których wynika, że inicjują wcześniej te dziewczynki, u których w domu rodzinnym
występuje niezgodna atmosfera, brak jest relacji partnerskich między
rodzicami, występuje styl wychowania wymagający i ostry bądź niekonsekwentny
i nieinterweniujący.
Pewien pedofil wyznał mi szczerze w poradni, że poszukując kontaktu z dzieckiem
(akurat dotyczyło dzieci ze środkowej grupy wiekowej) dobiera sobie, jako
obiekt swych zalotów, dzieci, które nie mają ojca (!) oraz takie, które pochodzą
z biednej rodziny, gdzie występuje syndrom przepracowanej matki, która nie jest
w stanie zabezpieczyć komfortu emocjonalnego dziecku. Stwierdził, że nawet
bardzo „atrakcyjne” dzieci, które miały dobre rodziny, nie były obiektem choćby
prób uwiedzenia, ponieważ zdawał sobie sprawę z nikłej szansy powodzenia czyniących
zabiegów.
Zatem mamy profilaktykę pedofilii. Dziecko ma być w rodzinie otoczone ciepłem,
ma być pieszczone (tak ważny jest dotyk!) tyle, ile chce. Musi mieć świadomość,
że jest kochane, a miłość ta jest mu okazywana.
W naszym systemie wychowania pieści się niemowlęta – czasami dzieci do
3 lat. Częściej dziewczęta niż chłopców, których „spędza się z kolan” zawstydzając,
że im nie wypada „się pieścić” (że to niemęskie). Wypada! Jest taka potrzeba.
W odniesieniu do dzieci starszych (grupa wiekowa II i III) ważne jest nie tylko
pieszczenie. Dzieci często nie poszukują już pieszczot, ale poszukują choćby
„atrapy” ojca – wzorca męskiego. Poszukują kogoś, kto potrafi z nimi rozmawiać
szczerze nie tylko o postępach w nauce (generalny i podstawowy – jeśli nie jedyny
temat rozmów rodziców z dziećmi), ale także o ich sprawach osobistych. W tym
także o sprawach dojrzewania, problemach seksualności ludzkiej (np. częste
wzwody chłopców), przeżyć emocjonalnych – pierwszych „miłości” itp. Rodzice
nie mają czasu, niekiedy nie chcą, nie potrafią na tematy rozwoju seksualnego
własnego dziecka szczerze rozmawiać.
Zatem co powinniśmy zrobić? Powinny w trybie natychmiastowym zostać
zamknięte domy dziecka, bowiem jest to „wylęgarnia” potencjalnych ofiar pedofilii.
Słowa cytowanego wcześniej pedofila są potwierdzeniem tej tezy. Zdaję
sobie sprawę, że nie jest rzeczą prostą nagle zmienić fatalną atmosferę, jaka panuje
w wielu polskich rodzinach. Wyraźnie należy mówić, pisać, głosić gdzie tylko
można, że dzieci w objęcia pedofila niestety często „wpychają ich rodzice”, przez
zaniedbanie, źle wychowawczo dbają o dzieci, nie zapewniając im ciepła, poczucia
bezpieczeństwa, poczucia bycia kochanym.
Drugim elementem jest dobra edukacja seksualna. Dzieci już od najmłodszych
lat powinny być informowane, że mogą trafić na złych ludzi, którzy będą
chcieli je wykorzystać, skrzywdzić. Należy do każdego dziecka mówić w taki sposób,
by było w stanie zrozumieć zagrożenia płynące ze strony pedofila. Należy
przy tym pamiętać, że nie każdy napotkany życzliwy dorosły, który się uśmiechnie,
pogłaszcze po głowie a nawet poczęstuje cukierkiem, to pedofil! Nie można
wytworzyć atmosfery generalnej i bezkrytycznej podejrzliwości, która byłaby
dla dziecka emocjonalnie zabójcza! Dziecko ma naturalne zaufanie do dorosłych
i nie należy tej zdolności zabijać.
Jeżeli rodzice umieją z dzieckiem rozmawiać na tematy „trudne”, to powinni
także zadbać o zaufanie dziecka, by w przypadku nietypowego zachowania spotkanego
dorosłego dziecko miało odwagę i czuło potrzebę poskarżyć, zapytać,
o interpretację, zapytać, jak ma się wobec „dziwnego” nauczyciela zachować. Jest
rzeczą zastanawiającą, że większość „afer” pedofilnych nie zostaje odkryta na
skutek skarg dziecka do rodziców! Wiadomo zresztą, że znaczny procent przemocy
seksualnej wobec dziecka zachodzi w rodzinie, a pedofilem jest członek
rodziny. Najczęściej wykrywa się czyny pedofilne przypadkowo, niejednokrotnie
po długim czasie, niekiedy po długiej relacji dziecka ze sprawcą. Zaufanie dziecka
do rodzica jest jednym z najważniejszych aspektów profilaktyki pedofilii. Sprawca
przemocy seksualnej często tak manipuluje dzieckiem, że ma ono wrażenie
głębokiej tajemnicy, której nie chce wyjawić nawet najbliższym. Ciekawe, że małe
dzieci opowiadają rodzicom o wszystkim, nawet o nieistotnych sprawach, ale
niekiedy ukrywają skrzętnie swoje kontakty z pedofilem. Nie wykluczam, że może
być to spowodowane sposobem wychowania i niepodejmowania z dzieckiem we
wcześniejszych fazach rozwoju tematu seksualności ludzkiej. Znam przypadek
malarza, który malował akty 4–7-letnich dziewczynek bez wiedzy i akceptacji
ich rodziców. Dziewczęta z osiedla chodziły do niego do pracowni, pozowały mu
nago i trwało to przez długi czas. Żadna z dziewczynek nie powiedziała o tych
wizytach swoim rodzicom. Cała sprawa wydała się dopiero, kiedy sprzątaczka
znalazła u artysty akt jednej ze znajomych jej dziewczynek.
Małe dzieci może i nie jest łatwo uświadamiać, ale jest to możliwe. Przekazywanie
wiedzy ma być procesem ciągłym, a nie falowym, kiedy to pojawi się
w otoczeniu jakieś zagrożenie Łatwiej uświadamiać dzieci z grupy wiekowej II.
Może te z III już często uświadamiania nie potrzebują. Myślę, że najważniejsze
jest uświadamianie właśnie dzieci z grupy wiekowej II.
Trzecią sprawą o zasadniczym znaczeniu jest uczenie dzieci asertywności.
Dziecko powinno umieć ostro reagować, gdy dzieje się coś, czego nie chce, czego
nie akceptuje. Powinno umieć odpowiedzieć energicznie: „weź pan łapę!” – jeżeli
jakikolwiek dorosły dotyka go w niechciane miejsca. Poza zgwałceniem – dzieci,
które stają się ofiarami pedofili, to te, które nie potrafią odmówić, obronić się.
Dzieci powinny umieć także bronić się czynnie – napastowana dziewczynka powinna
wiedzieć, że może głośno protestować, krzyczeć, w ostateczności kopnąć
pedofila w przyrodzenie (jeśli jest nim mężczyzna). To są już przypadki ostateczne,
ale przecież realne.
Niestety postulat asertywności w naszym systemie wychowania jest trudny
do wdrożenia. Polski system wychowania na każdym etapie wpaja w dziecko nawyk
podporządkowania się nawet najbardziej irracjonalnym decyzjom dorosłego.
Dziecko, które nie umie rodzicom powiedzieć „NIE”, które nie umie powiedzieć
nauczycielowi „NIE” – nawet jeżeli „zaloty” pedofila mu nie odpowiadają,
również nie będzie potrafiło pedofilowi powiedzieć „NIE”. Dziecko powinno
mieć taką umiejętność. I to na rodzicach i opiekunach leży odpowiedzialność za
naukę asertywności. Znakomita większość uwiedzeń pedofilnych – gdyby zostały
wdrożone wszystkie trzy zasady – nie miałaby szansy powodzenia.
W wielu sytuacjach za molestowanie seksualne dzieci odpowiadają moralnie
zarówno rodzice (brak bliskości fizycznej i emocjonalnej), jak i szkoła oraz Kościół
(nauka poddańczości wobec osoby dorosłej lub wyżej stojącej w hierarchii).
Owe trzy elementy stanowiące podstawy ochrony dzieci przed pedofilami,
kiedy przedstawiłem publicznie, pewna dziennikarka nazwała „triadą Jaczewskiego”.
Byłem bardzo dumny z tej nazwy i oczywiście nie miałbym nic przeciwko
temu, gdyby taka nazwa się przyjęła. Ale jeszcze bardziej byłbym usatysfakcjonowanym,
gdyby zasady te dało się powszechnie zastosować. Mam jednak pełną
świadomość, że nie jest to proste, a być może w sensie powszechnym, – szczególnie
w Polsce, w najbliższej przyszłości wprost niemożliwym.
Z pedofilią trzeba oczywiście walczyć. Prócz zaostrzania kar należy wspierać
zdiagnozowanych pedofilii także terapią psychologiczną oraz wsparciem ambulatoryjnym
już na wolności. Mimo iż takie programy pochłaniają znaczące środki
finansowe, to całemu społeczeństwu ten koszt się opłaci.
Opracowanie moje dotyczy dzieci i młodzieży. Nie jestem specjalistą od
seksuologii klinicznej, a z dorosłymi pedofilami miałem niewiele do czynienia,
zazwyczaj na marginesie sprawy przemocy wobec małoletniego. Mam jednak
głębokie przeświadczenie, że w dyskusji publicznej krąży kilka mitów – niejednokrotnie
kompromitujących i często głęboko niesłusznych.
Do nich należy kwestia wykrywania pedofili. Można „polować” na przestępców,
jeżeli już weszli w konflikt z prawem. Ale nie ma sposobu, by badaniem
osób postronnych wyłapać osoby o skłonnościach pedofilnych i zapobiegać ich
działaniom. Etiologia pedofilii jest nadal nie dość szczegółowo znana. Ponieważ
jeżeli nie zawsze, to bardzo często pedofilem człowiek się nie rodzi, lecz staje.
W Warszawskiej dzielnicy Żoliborz przed kilkudziesięciu laty zdarzył się przypadek
oskarżenia starego, doświadczonego i zasłużonego pedagoga o czynności
pedofilne. Będąc kierownikiem szkoły, w godzinach popołudniowych chodził do
harcówki, dotykał dwuznacznie młode harcerki. Brał je na kolana, głaskał, pieścił.
Dziewczęta 12–13-letnie śmiały się, opędzały, ale niezbyt zdecydowanie. Opowiedziały
o tych zajściach swej druhnie, a ta zgłosiła sprawę do komitetu partyjnego.
Nastąpiła konsternacja – pedagog ów był partyjnym działaczem oświatowym, od
kilkudziesięciu lat cieszył się autorytetem. Miał przykładną rodzinę i wnuki. Usiłowano
sprawę zatuszować, bagatelizować, ale druhna była nieprzejednana. Doprowadziła
do tego, że sprawę powierzono do wyjaśnienia znanemu psychologowi.
Psycholog ten od wielu lat skutecznie i przy pełnej aprobacie otoczenia pracował
w izbie dziecka Milicji Obywatelskiej. Po badaniach dziewcząt wydał opinię: pomówienie
wynika z konfabulacji dziewcząt w okresie dojrzewania, a takie zjawisko jest
powszechnie znane i nie należy do niego przywiązywać większej wagi.
Odbyło się zebranie w komitecie, przedstawiono ekspertyzę i zapanowała radość
– oskarżenie jest niesłuszne, a pedagog, cieszący się prawdziwym autorytetem,
został uwolniony od zarzutów. Wtedy nastąpiła sytuacja, której nikt się nie
spodziewał. Pedagog oświadczył, że wszystko, co mówiły dziewczęta, jest prawdą.
Wyraził żal, że tak znany psycholog wydał tak bzdurną ekspertyzę. Powiedział,
że nigdy nie miał wcześniej takich skłonności, ale od pewnego czasu, on
sam nie wie, dlaczego, kiedy widzi dziewczynkę w krótkiej spódniczce, nagie uda,
nie umie się pohamować. Wstydzi się tego i oczywiście rezygnuje z pracy. Nigdy
dobrowolnie już nie przekroczy progu żadnej szkoły.
Przytaczam ową historię z dwóch powodów. Po pierwsze – przemiany, jakie
zaszły na starość u tego pedagoga, znane są w literaturze pod nazwą pedofilii starczej.
I to nie jest wyjątek – pedofilami stają się niekiedy ludzie, którzy nimi nigdy
nie byli. Jak można to przewidzieć i jakimi metodami diagnozować?
Kwestia druga. Pewna pani poseł proponowała, by wszystkich, którzy przystępują
do pracy z dziećmi, poddawać badaniom, czy czasem nie mają skłonności
pedofilnych. Przykład powyższy wskazuje nieskuteczność jakichkolwiek tego rodzaju
badań wstępnych – pomijając już fakt niewykonalności. Byłyby to bowiem
badania niezwykle masowe i co zasadniczo ważne – nieskuteczne. Ponadto, kto
miałby je przeprowadzać – psycholodzy, którzy na studiach nie zdają nawet
obowiązkowego egzaminu z seksuologii?
Na marginesie, bowiem dotyczy to dorosłych, a to nie jest przedmiotem moich
rozważań. Proponuje się leczenie pedofilii. A przecież nikt ich leczyć nie
umie, bo za mało wiemy na temat tego zjawiska. Nikt nie wie dziś tak naprawdę,
jaka jest jego istota.
Proponowane metody kastracji też są w historii seksuologii znane. Były nieskuteczne,
okrutne i zbrodnicze. Osobnik dorosły wykastrowany nie traci całkowicie
popędu – zmniejsza się jego chęć do aktywności. Nie zmienia się jednak
kierunku jego upodobań. Poza okaleczeniem nie widać wpływu na jego libido.
Dotyczy to także zabiegów farmakologicznych (o których dość powszechnie
mówią polscy politycy).
Wszystko to brzmi nader pesymistycznie. Myślę, że jedynie pracując z dziećmi
można mieć nadzieję na efekty. Pedofile zawsze byli, są i zapewne będą. Nikt
nie wie dlaczego? Można tylko dążyć do zmniejszenia negatywnych skutków ich
czynów. Stawiać na profilaktykę!
Ponieważ obracamy się często w kręgu absurdów, przytaczam jako klasyczny
przykład takiego absurdu listę zaleceń dla pedagogów i wychowawców S.R. Morgana /28,
z którą oczywiście się nie zgadzam!
1. Nigdy nie zabieraj dziecka swoim samochodem, nawet w sytuacjach wyjątkowych.
2. Nigdy nie zabieraj dzieci na wycieczki poza szkołę bez obecności przynajmniej
dwojga rodziców.
3. Nigdy nie chodź z dzieckiem sam do łazienki.
4. Nigdy nie dotykaj dzieci poza przypadkami dotykania ramienia dziecka, kiedy
kierujesz je na jego miejsce.
5. Nigdy nie przytulaj dzieci, nie całuj ich ani nie poklepuj po pupie: nie pozwalaj
uczniom na to, aby cię całowali lub przytulali się do ciebie.
6. Nie wpuszczaj uczniów do własnego domu.
7. Zawsze opisuj w swoich dokumentach każde fałszywe oskarżenie dziecka wobec
ciebie takie jak: „Jest pan podły dla mnie. Nienawidzi mnie pan”.
8. Zawsze odprowadzaj dziecko od razu do pielęgniarki szkolnej, jeżeli zrani się
lub źle się poczuje.
Do takich absurdów prowadzi histeria dotycząca „walki” z pedofilią w Stanach
Zjednoczonych Ameryki. Proszę sobie wyobrazić „wychowywanie” dzieci
z zachowaniem powyższych zaleceń! Kompletny brak czułości, brak zaufania
– „zimny” wychów. Jak wyglądałaby turystyka – wycieczki klasowe, harcerskie
obozy i stosunki dziecka z wychowawcą. Uważam, że wychowawca, który przestrzegałby
wyżej wymienionych zaleceń, nie nadaje się do pracy. Żal mi dzieci
– zwłaszcza przedszkolaków, dla których niekiedy ciepło wychowawczyni jest
jedynym przejawem czułości ze strony dorosłych.
Kończąc ten rozdział, pragnę zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt. Niestety
często za pomocą pomówienia o przemoc seksualną wobec dziecka (obojętne czy
słusznego, czy nie) można człowieka zniszczyć, zgotować mu piekło na ziemi. Coraz
częściej można też zarobić krocie w formie zasądzanych odszkodowań. Przykładem
jest niewątpliwie Michael Jackson, ale i księża katoliccy, politycy i wiele
innych grup społecznych. Wystarczy, że dwie nieuczciwe osoby stwierdzą, że po
co pracować, skoro można zdobyć pieniądze, oskarżając kogoś, że przed laty byli
przez niego „molestowani seksualnie”. Przykład USA jest obecnie obowiązującym
wzorcem w Polsce. Już się tak często dzieje w sytuacji rozwodów. Z przekazów
przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości wynika, że coraz częściej w walce
o przyznanie opieki nad dzieckiem wysuwa się nieprawdziwe oskarżenia o molestowanie
kazirodcze. Nawet jeśli nie ma potwierdzenia takiego faktu, to jednak rodzi
to niepewność wśród osób przyznających opiekę nad dzieckiem mężczyźnie.
Problem pedofilii jest także szansą, by zaistnieć politykom. W swych wypowiedziach
wytwarzają atmosferę histerycznej „walki” z pedofilią. Planuje się
i podejmuje działania, często bez opinii rzetelnych fachowców, które bywają
absurdem, powodując powszechną szkodę. Także krzywdę dzieci, które wpadają
w tryby bezdusznej, często niekompetentnej, źle przygotowanej i niewyposażonej
aparatury wymiaru sprawiedliwości.
Kiedyś miałem nadzieję, że wysoka pozycja społeczna Kościoła katolickiego
uchroni nas od tej klęski (histerii). Tych oczernianych i oskarżanych „pedofili”
jest rzeczywiście w tym środowisku stosunkowo wielu. Ludziom oskarżanym
jest bardzo trudno się obronić. Trudna sytuacja księży związanych ślubem celibatu
powoduje, że po pierwsze, rzeczywiście zdarza się, że uprawiają alternatywne
formy rozładowania napięcia seksualnego (w tym pedofilię), po drugie, ciężko im
się bronić przed zarzutami.
Mam pełną świadomość, że działanie pod prąd akurat w tej sprawie jest trudne,
a nawet niebezpieczne. Można się narazić „opinii publicznej”, która jest często
zakłamana i nieobiektywna. Myślę jednak, że ogrom szkód, jakie wynikają
z powszechnej histerii, jest tak znaczący, że mając uzasadnione wątpliwości nie
należy milczeć. Poza wszystkim, los osób, które bezpodstawnie zostały oskarżeni
i skazani jest tak przerażający w więziennej obyczajowości, że elementarna przyzwoitość
nakazuje tu działanie racjonalizujące.